Areopag 2001  Dobro Wspólne

Wspólne dobro w Kazaniu na górze

Jaką rolę powinno odgrywać w życiu chrześcijanina konsekwentne dążenie do wspólnego dobra? Spróbujmy znaleźć odpowiedź na to pytanie w Ewangeliach. Pobożni szukają w nich często jakiegoś zbioru nakazów i zakazów, przepisów i poleceń, czując się nieraz zawiedzeni, jeśli na coś takiego nie natrafią. Dlatego też tak wielkie zainteresowanie budzi kazanie wygłoszone przez Jezusa, według św. Mateusza na jakiejś górze w Galilei (Mt 5–7), a wygłoszone przecież nie po co innego, lecz po to, by pouczyć swoich uczniów, jak mają żyć, jak mają postępować.

W kazaniu tym Ewangelista połączył w sposób misterny i w pełni logiczny różne nauki Jezusa, wypowiedziane zapewne nie jednego dnia ani w jednym miejscu. Wskazuje na to już choćby fakt, że w Ewangelii św. Łukasza odnajdujemy to samo (lecz nie całkiem to samo) kazanie, z którego pewne (lecz nie wszystkie) pominięte w nim słowa Jezusa odkrywamy w innych jej miejscach, w dodatku zaś według Łukasza zostało ono wygłoszone nie na górze, lecz na równinie (Łk 6,17 – 49).

Do kogo kieruje Jezus swoją naukę? U Łukasza jest oczywiste, że Jego słuchaczami są nie tylko najbliżsi uczniowie, lecz także „wielkie mnóstwo ludu". U Mateusza na początku można by się wahać („przystąpili do Niego Jego uczniowie"), ale i tu już w pierwszym zdaniu pojawiają się „tłumy", te same, jakie spotykamy w zakończeniu Kazania: „Gdy Jezus dokończył tych mów, tłumy zdumiewały się Jego nauką. Uczył ich bowiem tak, jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie" (Mt 7,28 – 29). Wymagania Jezusa są radykalne, nie ulega jednak wątpliwości, że kieruje je do wszystkich chcących Go słuchać.

Nazwano to „Kazanie na górze" programem życia, Dobrą Nowiną o nadejściu królestwa Bożego (w Ewangelii św. Mateusza raczej „królestwa niebieskiego" (dosłownie „Królestwa niebios", gdyż Ewangelista ten zastępuje najczęściej słowo Bóg słowem „niebiosa" zgodnie ze zwyczajem swoich czasów, kiedy Żydzi z szacunku do imienia Bożego zwykli go nie wymieniać). 

Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że nie ma tu w ogóle mowy o „wspólnym dobru". Wystarczy jednak przyjrzeć się nieco dokładniej otwierającym kazanie błogosławieństwom: 
„Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie. 
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni. 
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię. 
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni. 
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią. 
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą. 
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi. 
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem ich jest królestwo niebieskie" (Mt 5,3 – 10). 

W polskich przekładach na początku każdego błogosławieństwa pojawia się przymiotnik „błogosławieni". Dobrze jednak uświadomić, że użyty tu przymiotnik grecki makarios znaczy także, a może nawet przede wszystkim „szczęśliwy". Nie jest to przy tym bynajmniej zapowiedź szczęścia na przyszłość ani po śmierci. Adresatów tych błogosławieństw Jezus już teraz ogłasza szczęśliwymi, choć oni sami na pewno za takich się jeszcze wcale nie uważają. Jak to rozumieć? Szczęśliwi są według Niego ci właśnie, w których wszyscy widzą nieszczęśliwych: ubodzy, smutni, płaczący, głodni i spragnieni sprawiedliwości, cierpiący prześladowanie...

Język Biblii hebrajskiej ma kilka różnych sposobów określania człowieka ubogiego, biedaka, nędzarza, czy nawet żebraka. We wszystkich tych określeniach chodzi jednak na ogół nie tylko o ubóstwo materialne, lecz przede wszystkim o słabość i bezbronność wobec potężniejszego, które najczęściej właśnie z tego ubóstwa wynikają. Echo skarg tych bezsilnych biedaków słyszymy już w najstarszych księgach prorockich, lecz, jak się zdaje, dopiero Sofoniasz, prorok działający w drugiej połowie VII w., dostrzegł możliwość przemiany tej słabości bezbronnego ubóstwa w prośbę i wezwanie skierowane do Boga. Wezwanie to wszakże może być wysłuchane jedynie wtedy, gdy wzywający nie ograniczy się do użalania nad sobą, lecz zacznie naprawdę i z całą pokorą „szukać Pana", to znaczy szukać Jego woli i sprawiedliwości. 

Tak więc w Ewangelii św. Mateusza błogosławieństwo pierwsze i trzecie skierowane jest w gruncie rzeczy do tych, którzy nie budują swego szczęścia ani na własnym bogactwie, bo takiego nie mają lub uważają, że nie mają (ubodzy), ani na własnej sile, bo nie umieją lub nie chcą, rozpychać się łokciami (cisi). Pierwsze stwierdza stan faktyczny: „do nich należy [już teraz!] królestwo niebieskie"; drugie jest obietnicą, że wbrew wszelkim ludzkim rachubom to właśnie „cisi posiądą ziemię"! Te dwa błogosławieństwa określają postawę konieczną dla każdego, kto chce wejść do królestwa Bożego. A postawa ta oznacza przede wszystkim całkowite otwarcie na innych i na innego oraz pełną gotowość przyjmowania. Bez niej nie nauczymy się nigdy, czym jest prawdziwe szczęście i bogactwo. Bez niej nie zrozumiemy, co znaczy w naszym życiu wspólne dobro. 

Czwarte błogosławieństwo Mateuszowe zwraca się do tych, którzy „łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni". Sprawiedliwość w świecie biblijnym była rozumiana zawsze nieco inaczej niż w naszym. Oznaczała ona przede wszystkim życie w pełnej zgodzie z wolą Boga i to zarówno w relacji z Nim samym, jak i z drugim człowiekiem, znajdowała zatem swój wyraz w pełnym posłuszeństwie prawu Bożemu. Jezus jednak ustanowił Nowe Przymierze, wzywa zatem swych uczniów do nowej sprawiedliwości. Posłuszeństwo woli Boga oznacza już nie tylko posłuszeństwo prawu, lecz posłuszeństwo nowej, przynajmniej w wielu aspektach, nauce Jezusa, obejmującej relację z Bogiem i z ludźmi. Ta ludzka sprawiedliwość ma być odbiciem sprawiedliwości Bożej, która - całkiem wbrew naszej logice - jest i darmowa, i miłosierna. Stąd też błogosławieństwo dla pragnących sprawiedliwości łączy się z błogosławieństwem dla miłosiernych.

Po miłosiernych Jezus ogłasza szczęście tych, którzy są „czystego serca", to znaczy nie znają i nie próbują żadnych podstępów czy wykrętów, lecz zawsze uczciwi wobec Boga i swoich bliźnich, stanowią przeciwieństwo obłudników. To, co myślą i mówią, znajduje swój pełny wyraz w tym, co czynią. Dziś powiedzielibyśmy o nich, że są autentyczni, że prawdziwie rozumieją sens dobra wspólnego. Dlatego też oni właśnie „Boga oglądać będą". 

Już Psalm 37 także obiecywał „cichym" rozkoszowanie się pełnym pokojem, a siódme błogosławieństwo zwrócone jest do ludzi wprowadzających pokój, bo „oni będą nazwani synami Bożymi". W następnym zaś powraca znowu temat sprawiedliwości, tyle tylko, że tu jest mowa o tych wszystkich, którzy cierpią dla niej prześladowanie, do nich bowiem „należy królestwo niebieskie". Powtarzają się tutaj słowa z pierwszego błogosławieństwa: tam królestwo niebieskie należało już teraz do „ubogich w duchu", tutaj należy ono do cierpiących prześladowanie dla sprawiedliwości. Niewątpliwie nie oznacza to, że każdy ubogi musi być prześladowany, lecz wskazuje niedwuznacznie, że tylko ten, kto jest prawdziwie ubogi w duchu, może znieść prześladowanie dla sprawiedliwości. Jeżeli się dokładniej przyjrzeć, to nietrudno zauważyć, iż pierwsze błogosławieństwo zawiera w sobie wszystkie pozostałe, gdyż wszystkie w taki czy inny sposób skierowane są do „ubogich w duchu". Ostatnie (w. 10) zostało jeszcze rozbudowane słowami, w których Jezus zwraca się już wprost do swoich prześladowanych uczniów: „Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają [...]. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie" (w. 11-12). Poprzednie błogosławieństwa (w. 3-10) były zawsze formułowane w trzeciej osobie liczby mnogiej („do nich należy", „oni będą"... itd.), co nadawało im charakter obiektywnego stwierdzenia. Tutaj Nauczyciel podkreśla mocno swój osobisty związek z cierpiącymi uczniami. 

Tę samą drugą osobę liczby mnogiej odnajdujemy w dwóch obrazach, które niejako podsumowują wszystkie błogosławieństwa: „Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić. Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie" (Mt 5,13-16). 

Tak więc ten, kto pragnie żyć zgodnie z wymaganiami stawianymi w Kazaniu na górze, nie stara się skupić uwagi innych ludzi na własnej osobie, lecz wszystko, co czyni, czyni dla wspólnego dobra, z myślą o innych, by także oni „chwalili Ojca naszego, który jest w niebie". Być uczniem Chrystusa to być Jego świadkiem wśród ludzi. 

„Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo czy Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić" - mówi dalej Jezus (Mt 5,17). 

„Prawo" (gr. Nomos, hebr. Tora) to tyle, co Pięcioksiąg Mojżeszowy. „Prawo i Prorocy" w języku współczesnych Jezusowi Żydów i pierwszych chrześcijan oznacza najczęściej całą Biblię judaizmu, czyli mniej więcej to, co chrześcijanie w dzisiejszej Polsce zwykli nazywać „Starym Testamentem". Niekiedy takie znaczenie ma też samo „Prawo". 

Jezusowi chodzi tu o wyjaśnienie swoim uczniom, jaki jest właściwy stosunek między „Prawem i Prorokami", czyli - mówiąc inaczej - Starym Testamentem a Jego własną nauką. Ten pierwszy nie został zdezaktualizowany, Nauczyciel z Nazaretu interpretuje jedynie na nowo jego zasady i podstawowe nakazy, ukazując ich sens głębszy i zawsze aktualny. Głosi w ten sposób nową sprawiedliwość, która musi być „pełniejsza od sprawiedliwości uczonych w Piśmie i faryzeuszów" (Mt 5,20). 

Wymagania, stawiane tutaj słuchaczom Jezusa, wydają się nam często po prostu niewykonalne. Należy do nich chyba przede wszystkim nakaz miłości nieprzyjaciół przeciwstawiany nakazowi sprawiedliwego odwetu (w. 38-48). Ten ostatni, zaczerpnięty z Księgi Kapłańskiej (24, 19n.), przeraża nas za to swoim okrucieństwem. Nie zdajemy sobie bowiem sprawy, co ono właściwie oznacza. Dochodzenie sprawiedliwości w czasach, gdy to prawo powstało, leżało jeszcze całkowicie w rękach pokrzywdzonego lub członków jego rodziny. Nakaz ten należałoby zatem zinterpretować: „Jeśli ktoś ci wyłupie jedno oko, masz prawo (ale nie obowiązek!) wyłupić mu także jedno oko, lecz nie oba! Jeśli ktoś ci wybije jeden ząb, masz prawo (ale nie obowiązek!) wybić mu także jeden ząb, lecz nie wszystkie!". Chodzi więc tu po prostu o zachowanie ścisłej sprawiedliwości. Jezus jednak, jak już wiemy, głosi sprawiedliwość nową. Ta wszakże również wydaje się nam trudna do przyjęcia. Jaki sens ma nadstawianie lewego policzka, kiedy ktoś uderzy nas w prawy (w. 39)? Wielu z nas widzi w tych słowach jakieś wezwanie do bierności wobec wszelkiego zła. Dobrze będzie przypomnieć tu słowa św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!" (Rz 12, 21). Jeżeli na zło złem odpowiadamy, mnożymy tylko zło na świecie. Jeśli zaczynamy nienawidzić człowieka, który nas skrzywdził, znaczy to, że daliśmy się już złu zwyciężyć. A chodzi tu przecież o wspólne nasze dobro. To nie jest bierność, lecz podjęcie bardzo trudnej walki, jeżeli próbujemy odpowiedzieć na zło dobrem. A nie ma innej drogi do zwycięstwa. I zwycięstwo to nie może nigdy być po jednej tylko stronie: albo wspólnie zło pokonamy, albo ono naszymi własnymi rękami nas wszystkich pokona. 

Końcowa część Kazania na górze zbiera w jedną całość różne powiedzenia Jezusa, które odpowiadają na pytania, kim jest - lub kim powinien być - Jego uczeń. Znajdujemy tu ostrzeżenie, by nie sądzić tak łatwo innych ludzi, gdyż być może nam samym można postawić cięższe zarzuty niż te, jakie my przeciw nim wytaczamy. A trzeba też pamiętać, że czeka nas sąd taki, jakim my innych sądzimy. Gdybyśmy o tym częściej myśleli, mniej byłoby rozbitych rodzin, parlamentarnych – nieparlamentarnych sporów, a - kto wie? – może i wojen na świecie. 

Wiersz 12 rozdziału 7 wzywa nas: „Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili i wy im czyńcie. Albowiem to jest [istota] Prawa i Proroków". Jest to tak zwana „złota reguła", która bynajmniej nie została po raz pierwszy sformułowana przez Jezusa. Odnajdujemy ją w pismach wiele starszych od Ewangelii i na Bliskim Wschodzie, i w świecie antycznym, jak również w Biblii hebrajskiej i w późniejszym judaizmie. Może wystarczy tu przytoczyć sławne powiedzenie wielkiego rabina Hillela, który żył na początku ery chrześcijańskiej. Gdy pewien poganin zapytał go o samą istotę Prawa, Hillel podobno mu odrzekł: „Nie czyń bliźniemu tego, czego byś nie chciał, żeby ktoś uczynił tobie samemu. Oto całe Prawo, reszta jest tylko komentarzem".

Jezus w odróżnieniu od Hillela i wielu innych nadaje swojej „złotej regule" sformułowanie pozytywne. Nie mówi, jak nie należy postępować, lecz właśnie, jak postępować trzeba, jak należy zabiegać o wspólne dobro. Inicjatywa pełnienia dobrych uczynków powinna zawsze od nas wychodzić. Wezwanie zaś do czynienia „wszystkiego" dla innych jest przypomnieniem, że nauki Kazania na górze obejmują całe nasze życie. I taka jest istota „Prawa i Proroków" w nowej, pełniejszej interpretacji Jezusa. 

Wszyscy bowiem jesteśmy dziećmi jednego Ojca, wszystkich obejmujemy modlitwą, kiedy zgodnie z nauką Jezusa wołamy „Ojcze nasz!". I prosimy Go, by „odpuścił nam nasze winy, tak jak i my odpuszczamy naszym winowajcom". Te słowa może wyraźniej niż inne wskazują, że nie ma dla nas innego dobra niż właśnie dobro wspólne.

Anna Świderkówna

W artykule autorka wykorzystała fragmenty książki „Prawie wszystko o Biblii", która ukaże się w Warszawie nakładem wydawnictwa Stentor jeszcze w roku 2002.